niedziela, 31 stycznia 2016

Gdzie odchudzić portfel - Liberty London.

Przy niedzieli chciałam zaproponować Wam słownie i zdjęciowo miejsca, w któych każdy perfumoholik znajdzie dla siebie raj. Gdybym chciała wszystkie miejsca zawrzeć w jednym poście, to pisałabym go miesiącami, więc postanowiłam zrobić z tego mały cykl. Na pierwszą wycieczkę udamy się do Liberty. 



Byłam tam pierwszy raz. Zazwyczaj chodzę do Fenwicka kilka ulic dalej, który pod względem perfumowym bardzo mnie satysfakcjonuje. Wyprawa do Liberty była dziełem przypadku, bo przy sobotnim błąkaniu się po centrum po prostu na ów sklep wpadłam. 

Muszę przyznać, że Liberty zrobiło na mnie wrażenie o wiele większe niż osławiony Harrods, czy Selfridges. W Harrodsie czuję na sobie wszystkie spojrzenia wchodząc na dział perfum bez makijażu. Obsługa jest zazwyczaj sztywna, choć sympatyczna. W Selfridges jest podobnie. Plus fakt, że nie ma chyba dnia w tygodniu, kiedy można w ciszy i spokoju po prostu pooglądać i powąchać. W obu miejscach zawsze jest pełno ludzi, a na mnie tłumy działają alergicznie. 

W Liberty było inaczej. Mimo sobotniego wieczoru wszędzie dało się spokojnie przejść bez przeciskania się. Obsługa sprawiała wrażenie wyluzowanej i absolutnie nienachalnej, atmosfera była bardzo przyjemna, a wystrój... Cóż, wystrój na salonie perfum naprawdę robił wrażenie. Lubię miejsca pozornie nieskładne, które jednak tworzą miły nastrój i sprawiają, że można poczuć się całkiem domowo. Wszystkie meble w Liberty były z innej parafii, bardzo vintage. Wysłużone dywany i dość ciemne pomieszczenie tworzy naprawdę klimat daleki od ociekającego złotem Harrodsa. 



Przejdźmy jednak do asortymentu. Ten mnie bardzo zaskoczył, bo jeśli chodzi o marki niszowe, to Liberty proponuje praktycznie wszystko. Kilka szaf widziałam pierwszy raz na własne oczy, choć słyszałam o nich długo. Pierwszy raz także spotkałam się z perfumami Anji Rubik. 



Większość szaf tych popularniejszych marek niszowych jest całkiem dobrze zaopatrzona, zaskoczyła mnie gama Comme des Garcons, która była naprawdę spora. Perfumy są dostępne nie za ladą, czy przy pomocy sprzedawcy, ale na wyciągnięcie ręki. Do perfumeryjnego salonu załapało się także kilka marek masowych, takich jak Prada, Valentino, czy Marc Jacobs, ale tutaj oferta była mocno okrojona. 






I chociaż wiem, że chodzenie do perfumerii na odwyku jest jak kręcenie się po cukierni w trakcie diety, ale z dumą muszę przyznać, że nie uległam pokusom (choć jednej byłam bardzo bliska) i z Liberty wyszłam bez fioletowej torebki. I wypada mi Was przeprosić za dość słabą jakość zdjęć, ale jeśli chodzi o fotografię w sklepach to jestem marnym frajerem i boję się robić za dużo zdjęć. następnym razem się poprawię, obiecuję ;)

Jeśli chcielibyście zobaczyć wycieczkę po innych miejscach, które Was ciekawią, to dajcie znać w komentarzu. Bardzo chętnie wybiorę się tam i stworzę dla Was wpis. 

Digga.


3 komentarze:

  1. Ja się dziwnie czuję w Harrodsie, naprawdę nie moje klimaty. Wielki lans, szpan i tak drogo, że głowa mała. Unikam tłumów i takich miejsc.

    Ciekawie opisujesz Liberty. Dla mnie przyjemna atmosfera jest zawsze w Penhaligon's - nie dość, że to świetna marka, to jest bardzo miła i sympatyczna obsługa.

    Ja to bardzo bym Cię chciała prosić o posta nt Twojej trasy zapachowej w wolny dzień. Od TK Maxx, przez Fenwick, Harrod's aż po małe apteki. Jak to wygląda, jak buszujecie z Amandą wśród flakoników w tych różnych miejscach. Taka Twoja London Scent Map, jestem ciekawa :D

    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewelino, mieszkasz w UK?

      Myślę, że taki post też da się zrobić, ale to na wiosnę. Teraz buszujemy mniej ;)

      Usuń
    2. Nie, ale byłam w Londynie i zwiedzałam także pod względem zapachowo-kosmetycznym ;)
      Może jak skończycie odwyk to wtedy ;) Wyjdą ładne zdjęcia z Waszej trasy :D

      Ewelina

      Usuń